Poemas de Wisława Szymborska – Tradução de Piotr Kilanowski
Poemas de Wisława Szymborska
Tradução: Piotr Kilanowski
http://www.youtube.com/watch?v=6vAE-ext8mU
Ainda[1]
Wisława Szymborska
Nos selados vagões pelo país os nomes vão, mas aonde assim irão, e se uma hora descerão, não perguntem, não direi, não sei.
O nome Natan a parede esmurra, o nome Isaac canta em loucura, o nome Sara aos gritos água pede para o nome Aaron que morre de sede.
Não salte do trem que corre, nome de Davi. Tu és um nome à derrota condenado nome sem casa, que a ninguém aqui se dá – para carregar, demais pesado.
Ao filho um nome eslavo vamos dar, pois aqui contam na cabeça os cabelos, pois por aqui separam o bem do mal pelos nomes e dos olhos o modelo.
Não salte do trem que corre. O filho será Lech. Não salte do trem que corre. Ainda não é a hora. Não salte. A noite ressoa como o riso e imita o bater dos trilhos e das rodas.
Uma nuvem de gente ía sobre o país, muita nuvem, pouca chuva, uma lágrima, pouca chuva, uma lágrima, estiagem. Para a floresta negra levam os carris.
Tá-aqui-tá-aqui, bate a roda. Pela floresta sem clareiras. Tá-aqui-tá-aqui, o trem, transporte dos clamores, aligeira. Tá-aqui- tá-aqui. Ainda ouço de noite acordada tá-aqui- tá-aqui, do silêncio no silêncio a martelada. |
Jeszcze
Wisława Szymborska
W zaplombowanych wagonach jadą krajem imiona, a dokąd tak jechać będą, a czy kiedy wysiędą, nie pytajcie, nie powiem, nie wiem.
Imię Natan bije pięścią w ścianę, imię Izaak śpiewa obłąkane, imię Sara wody woła dla imienia Aaron, które umiera z pragnienia.
Nie skacz w biegu, imię Dawida. Tyś jest imię skazujące na klęskę, nie dawane nikomu, bez domu, do noszenia w tym kraju zbyt ciężkie.
Syn niech imię słowiańskie ma, bo tu liczą włosy na głowie, bo tu dzielą dobro od zła wedle imion i kroju powiek.
Nie skacz w biegu. Syn będzie Lech. Nie skacz w biegu. Jeszcze nie pora. Nie skacz. Noc się rozlega jak śmiech i przedrzeźnia kół stukanie na torach.
Chmura z ludzi nad krajem szła, z dużej chmury mały deszcze, jedna łza, mały deszcz, jedna łza, suchy czas. Tory wiodą w czarny las. Tak to, tak, stuka koło. Las bez polan. Tak to, tak. Lasem jedzie transport wołań. Tak to, tak. Obudzona w nocy słyszę tak to, tak, łomotanie ciszy w ciszę.
|
O campo de fome nos arredores de Jasło
Wisława Szymborska
Escreva isto. Escreva. Com tinta comum. No papel comum: não lhes deram de comer, Todos morreram de fome. Todos. Quantos? É um prado grande. Quanta grama para cada um? Escreva: não sei. A história arredonda os esqueletos para zero. O mil e um ainda é mil. Aquele um é como se nunca tivesse existido: Feto imaginado, berço vazio, A cartilha aberta para ninguém, O ar que ri, grita e cresce, A escada para o vazio que corre para o jardim, Lugar de ninguém na fileira.
E se fez carne, aqui, no prado em que estamos. E ele silencia como a testemunha comprada. Ao sol. Verde. Ali pertinho o bosque Para mascar a madeira, sorver de sob a cortiça Uma porção da vista cotidiana, Até que se fique cego. No alto, um pássaro, Que passava pelas bocas sua sombra De asas nutritivas. Abriam-se as mandíbulas, Batia o dente no dente.
De noite no céu reluzia a foice e ceifava agosto para os pães sonhados. Vinham voando as mãos dos ícones enegrecidos, Com cálices vazios entre os dedos. No espeto de arame farpado Balançava um homem. Cantavam com terra na boca. Uma canção linda Sobre a guerra que atinge direto o coração. Escreva: que silêncio aqui. Sim.
Obóz głodowy pod Jasłem Wisława Szymborska
Napisz to. Napisz. Zwykłym atramentem Na zwykłym papierze: nie dano im jeść, Wszyscy pomarli z głodu. Wszyscy. Ilu? To duża łąka. Ile trawy Przypadło na jednego? Napisz: nie wiem. Historia zaokrągla szkielety do zera. Tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc. Ten jeden, jakby go wcale nie było: Płód urojony, kołyska próżna, Elementarz otwarty dla nikogo, Powietrze, które śmieje się, krzyczy i rośnie, Schody dla pustki zbiegającej do ogrodu, Miejsce niczyje w szeregu.
Jesteśmy na tej łące, gdzie stało się ciałem. A ona milczy jak kupiony świadek. W słońcu. Zielona. Tam opodal las Do żucia drewna, do picia spod kory- Porcja widoku codziennego, Póki się nie oślepnie. W górze ptak, Który po ustach przesuwał cieniem Pożywnych skrzydeł. Otwierały się szczęki, Uderzał ząb o ząb.
Nocą na niebie błyskał sierpień i żął na śnione chleby. Nadlatywały ręce z poczerniałych ikon, Z pustymi kielichami w palcach. Na rożnie kolczastego drutu Chwiał się człowiek. Śpiewano z ziemią w ustach. Śliczna pieśń O tym, że wojna trafia prosto w serce. Napisz, jaka tu cisza. Tak.
|
[1] Os poemas aqui traduzidos contaram com a cuidadosa revisão e sugestões de Eneida Favre, a quem o tradutor agradece.